Sernik nowojorski zadebiutował w 1929 roku. Jego oryginalną recepturę opracował Arnold Reuben, który wzorował się na deserze podanym u jednego z przyjaciół. Wielokrotnie modyfikował pierwotny przepis, aż uzyskał wreszcie wyjątkowy smak sernika opartego na kremowym serku (a nie jak większość w ówczesnych czasach - na twarożku).
To moje drugie podejście do sernika.
Pierwsze wolę puścić w zapomnienie! Mimo że masa była bardzo dobra - spód okazał się kompletnym niewypałem.
Tym razem jednak skorzystałem ze sprawdzonego źródła. Nigella nie mogła się mylić w tej kwestii!
Sernik jest niesamowicie puszysty. Delikatny. Rozpływający się w ustach.
Kusi aromatem wanilii i cytryny. Kruchym, wykonanym z ciasteczek spodem.
Kolejnego dnia po upieczeniu, kiedy przez noc postoi w lodówce, jest nawet jeszcze lepszy!
Jedyna wada - niemalże 1,5 godziny pieczenia, a potem 2 godziny czekania aż wystygnie...
Może być to denerwujące, ale dla smaku i tej niesamowitej, puszystej rozkoszy - warto poczekać!
Przepis: nieco zmodyfikowany, za "How to be a domestic goddess" Nigelli Lawson
składniki na 12 - 14 porcji
Ciasto:
1 opakowanie ciastek Digestive (ok. 230 g)
ok. 140 g rozpuszczonego masła
w oryginale dodatkowo 3 łyżki cukru pudru - ja je jednak pominąłem
Masa serowa:
2 łyżki mąki ziemniaczanej
200 g cukru pudru
750 g kremowego serka
6 dużych jajek - białka i żółtka oddzielnie
2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
150 ml śmietanki 30%
150 ml śmietanki 12%
1/2 łyżeczki soli
skórka otarta z 1 cytryny
cukier puder do posypania
opcjonalnie - świeże owoce do podania
Kruszymy ciastka. Łączymy je z roztopionym masłem i (opcjonalnie) cukrem pudrem. Masą wykładamy dno formy. Chłodzimy przez 30 minut.
Nagrzewamy piekarnik do 170 st. C.
W dużej misce mieszamy mąkę ziemniaczaną i cukier puder. Dodajemy kremowy serek, żółtka i ekstrakt z wanilii - ubijamy wszystko mikserem lub ręcznie. Ciągle ubijając wlewamy powoli obie śmietanki. Wsypujemy sól i skórkę z cytryny.
Białka ubijamy na sztywną pianę, następnie delikatnie łączymy je z serową masą. Wylewamy na chłodny ciasteczkowy spód.
Pieczemy 1 - 1,5 godziny aż do zbrązowienia wierzchu ciasta, pamiętając żeby przez ten czas NIE otwierać drzwiczek piekarnika. Wyłączamy gaz, pozostawiamy sernik w piecu przez kolejne 2 godziny. Po tym czasie uchylamy drzwiczki i pozwalamy całkowicie ostygnąć przez godzinę. Podajemy schłodzony, posypany cukrem pudrem.
Pomysł dodania do ciasta gazowanego napoju zawsze kojarzy mi się z "zebrą" mojej mamy.
Kiedy zdecydowała się ją upiec, tata w ramach porannych zakupów przynosił do domu (niemalże zawsze) białą oranżadę. Jako dziecko trudno było mi się powstrzymać, żeby jej nie spróbować - a czekać niestety trzeba było, aż do momentu, kiedy mama wzięła się za pieczenie. Napój musiał być jak najmocniej gazowany - dzięki niemu ciasto zyskiwało na lekkości i puszystości.
Podobnie jest w przypadku tych muffinów.
Dzięki dodatkowi gazowanego napoju (niekoniecznie coli! Zwykła woda mineralna też jest dobra - i to właśnie jej użyłem do pieczenia) ciastka wychodzą niesamowicie lekkie i puszyste. O delikatnej strukturze, w której aż chce się zatopić zęby!
Przygotowanie ciasta zajmuje maksymalnie 10 minut. Pieczenie - 25.
Po niecałej pół godzinie mamy szybki deser. W sam raz, gdy potrzebujemy czegoś słodkiego, a nie chcemy zapychać się kolejną tabliczką czekolady...
Przepis:
200 g mąki pszennej
2 łyżeczki proszku do pieczenia
4 płaskie łyżki kakao
150 g cukru
150 ml gazowanej wody mineralnej - lub jak w tytule CocaColi
100 ml oleju
2 jajka
1/2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
Wszystkie składniki powinny mieć temperaturę pokojową.
W dużej misce łączymy ze sobą suche składniki: mąkę, proszek, kakao, cukier.
W drugiej mokre - roztrzepane jajka, colę, olej, ekstrakt z wanilii.
Łączymy zawartość obu misek. Mieszamy krótko, jedynie do połączenia składników.
Gniazda formy do muffinów napełniamy do 3/4 ciastem. Pieczemy w temperaturze 200 st. C około 25 minut, do "suchego patyczka". Studzimy.
Proste w przygotowaniu drożdżowe bułeczki z bakaliami.
Wprost idealne do podania z dżemem, domową konfiturą lub najprościej - z masłem. Świetnie smakują też na drugi dzień po przekrojeniu i podpieczeniu w tosterze.
Przepis: składniki na ok. 14 - 16 sztuk
440 g mąki pszennej
10 g suchych drożdży
75 g masła, roztopionego
250 ml mleka
100 g twarożku (może być taki na serniki, jak i zwykły serek wiejski)
2,5 łyżki cukru
1/2 łyżeczki soli
120 g bakalii - orzechów, rodzynek, suszonych i kandyzowanych owoców
Dodatkowo:
1 jajko roztrzepane z 1 łyżką mleka do posmarowania
Mąkę przesiewamy do miski. Robimy w niej zagłębienie do którego wlewamy ok. 1/3 mleka (nieco podgrzanego), wsypujemy cukier i suche drożdże. Czekamy ok. 10 minut, aż drożdże "ruszą" (w przypadku świeżych drożdży: używamy ich 2 razy więcej niż suchych i najpierw robimy rozczyn).
Dodajemy pozostałe składniki (oprócz bakalii) i dokładnie wyrabiamy, na koniec wlewamy roztopiony tłuszcz i wsypujemy bakalie. Ciasto jest dobrze wyrobione, gdy swobodnie odchodzi od ścianek miski. Pozostawiamy w ciepłym miejscu, przykryte ściereczką, do podwojenia objętości.
Z ciasta formujemy bułeczki. Układamy na blasze, odstawiamy na ok. 30 minut do ponownego wyrośnięcia. Po tym czasie smarujemy rozmąconym jajkiem z mlekiem.
Pieczemy ok. 10 minut w temperaturze 220 st. C. Studzimy na kratce.
Historia tego ciasta sięga XIX wieku, kiedy stało się ono popularne w Wielkiej Brytanii jako dodatek do madery - stąd też wzięła się jego wdzięczna nazwa.
Nadal jest popularne w UK, obecnie jednak portugalskie wino zamieniono na herbatę lub owocowy likier.
Przepis pochodzi z "How to be a domestic goddess" Nigelli Lawson.
Otwiera całą książkę i stanowi znakomity wstęp do cukierniczej przygody, w jaką zabiera nas autorka.
Ciasto jest niesamowite w swej prostocie!
Wilgotna i piaskowa struktura. Cytrynowo - maślany aromat. Chrupiąca złotobrązowa skórka.
Czy można chcieć czegoś więcej?
Przepis:
240 g miękkiego masła
200 g cukru pudru - dodałem ok. 180g + łyżeczka do posypania ciasta
sok i skórka starta z 1 cytryny
3 duże jajka
ok. 300 g mąki
3/4 łyżeczki proszku do pieczenia
3/4 łyżeczki sody oczyszczonej
Nagrzewamy piekarnik do 170 st. C. Małą formę keksową wykładamy papierem do pieczenia.
Masło ucieramy z cukrem na puszystą masę. Dodajemy skórkę cytrynową.
Następnie wbijamy po jednym jajku, po każdym wsypując 1 łyżkę mąki.
Delikatnie masę łączymy z resztą mąki (ja zrobiłem to silikonową szpatułką) i na końcu sokiem z cytryny.
Wlewamy do formy. Posypujemy z wierzchu cukrem. Pieczemy ok. 1 godziny, do tzw. "suchego patyczka". Studzimy w formie.
Ostatnio ciągle mam ochotę na placki. Jeśli nie naleśniki, to gofry. A od wczoraj chodziły za mną racuchy. Koniecznie drożdżowe (a nie jakieś udawane, na proszku do pieczenia!) i koniecznie z jabłkami!
Podobnie jak niektóre przepisy na moim blogu (np. placki ziemniaczane) - racuchy kojarzą mi się z kuchnią mojej mamy. Długimi jesienno - zimowymi wieczorami, kiedy zasiadaliśmy wspólnie w kuchni przy kubku herbaty. Mama smażyła placki, ja obsypywałem je cukrem pudrem i jak najszybciej jadłem, parząc się w podniebienie.
Teraz, gdy jestem dorosły - przyszedł czas na samodzielne smażenie racuchów.
Choć nie powiem, ich smak to zdecydowanie jeden z tych kojarzących się z dzieciństwem i rodzinnym domem.
Same racuchy są niezwykle szybkie w przygotowaniu. Gdy brak nam czasu możemy dodać nieco więcej drożdży - znacznie skróci to czas wyrastania (bo sądzę, że rzadko mamy możliwość czekania godziny. Poza tym niekiedy ma się taką ochotę na jedzenie, że trudno wytrzymać chociaż chwilę!). Do ciasta można wrzucić jabłka, choć bez owoców placki też są dobre. Obowiązkowo podajemy je z cukrem pudrem!
Proste i szybkie (jak na każdy przepis Nigelli Lawson przystało!) ciasto czekoladowe z wyraźnie wyczuwalną nutą pomarańczy.
Idealne do kubka kawy lub herbaty. Nie za słodkie. Lekko kwaskowate. Z karmelowym posmakiem (ach, ten brązowy cukier!). O bogatej, wilgotnej strukturze przypominającej piaskową babkę.
Do posypania cukrem pudrem lub polania ulubioną czekoladową polewą!
Przepis:
150 g masła
2 łyżki miodu
175 g ciemnego brązowego cukru
150 g mąki pszennej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
100 g ciemnej czekolady, roztopionej
2 jajka
sok i skórka z jednej pomarańczy
Nagrzewamy piekarnik do 170 st C. Małą formę keksową wykładamy papierem do pieczenia.
Masło, cukier i miód ucieramy do uzyskania białej, puszystej masy.
Nadal miksując dodajemy sok i skórkę z pomarańczy, następnie po jednym jajku. Na końcu ostrożnie wlewamy roztopioną czekoladę.
Wsypujemy mąkę i proszek do pieczenia - miksujemy do połączenia składników.
Pieczemy około 1 godziny. Studzimy w formie. Zależnie od upodobań posypujemy cukrem pudrem lub polewamy czekoladą.
Puszyste placki, z charakterystycznymi "kwadracikami" uwielbia każdy.
A samych wariacji na ich temat jest wiele (drożdżowe, pełnoziarniste, na słodko lub pikantnie. No i nie zapominajmy o gofrach belgijskich, na których przepisów jest wiele, niekoniecznie związanych z Belgią!)
Dla mnie gofry to standardowy deser do zjedzenia nad morzem. Nie ma wypadu do Międzyzdrojów, Świnoujścia czy Kołobrzegu bez zjedzenia gofrów! Koniecznie z dużą ilością bitej śmietany i (najlepiej) świeżymi owocami lub mieszanką bakalii.
(W sekrecie powiem, że najlepsze do tej pory kupne gofry jadłem w Międzyzdrojach... Były nieziemskie!)
Jednak mając dobry przepis (1/2 sukcesu) i dobrą gofrownicę (druga 1/2, przy czym najlepsze są urządzenia o mocy co najmniej 1000 W) własna kuchnia może zmienić się na chwilę w pachnącą budkę z goframi!
Gofry z tego przepisu wychodzą cudownie lekkie (mimo braku proszku do pieczenia!), puszyste, aromatyczne i chrupkie (choć to już bardziej zależy od gofrownicy. Niestety moja z 700 W mocy średnio się sprawdziła - długo się nagrzewała i równie długo piekła wafle... Tak że jeśli planujecie zakup takiego urządzenia warto zainwestować nieco więcej i kupić takie, o większej mocy).
A możemy je podać z czym tylko chcemy.
Ja wybrałem cukier puder, dżem agrestowy i bitą śmietanę.
Przepis:
160 g mąki pszennej
15 g drobnego cukru
szczypta soli
50 g stopionego masła
2 jajka, żółtka i białka oddzielnie
270 ml mleka
kilka kropel esencji waniliowej lub pomarańczowej lub trochę startej skórki z cytryny
Mąkę, cukier, sól, stopione masło, żółtka i 1/3 mleka wymieszać i roztrzepać lekko na gładką masę, dolewając stopniowo resztę mleka. Dodać ulubiony aromat, odstawić na 5-10 minut.
W tym czasie rozgrzać gofrownicę i ubić białka z odrobiną soli na gęstą pianę. Za pomocą trzepaczki delikatnie wymieszać pianę z ciastem. Piec gofry około 3 - 4 minut.
Wraz z nadejściem zimy nie trzeba rezygnować z owoców. Mrożone znakomicie pasują do ciasta, więc postanowiłem je wykorzystać i wzbogacić słodkości w dodatkową porcję witamin.
Poza tym - ciasto jest w całości z mąki pełnoziarnistej. Mikro i makroelementy, dużo błonnika - zdecydowanie warto je upiec... i nie mieć później wyrzutów sumienia.
Sam przepis - mimo zastosowania ciężkiej mąki - daje nam wypiek o lekkiej, przypominającej nieco babkę piaskową, strukturze. Dzięki odpowiedniej gęstości owoce nie toną w cieście, a dodatek migdałów wzbogaca nie tylko smak, ale i długą listę korzystnych dla naszego zdrowia składników odżywczych.
Jak widzicie - same plusy!
Nic, tylko wydrukować przepis i brać się za pieczenie!
Przepis: Najlepiej, żeby wszystkie składniki były w temperaturze pokojowej
150 g masła
szczypta soli
120 g ciemnego brązowego cukru - podobno nie warto go zastępować białym! I nawet nie próbowałem tego robić!
4 jajka
4 łyżki mleka (60 ml)
250 g mąki pszennej razowej
2 łyżeczki proszku do pieczenia
Dodatkowo:
dowolne owoce, jeśli mrożone to wcześniej rozmrożone - zwykle ograniczam się do woreczka mrożonych wiśni lub śliwek
płatki migdałów do posypania
cukier puder
Mąkę i proszek przesiewamy.
Masło ucieramy mikserem na puszystą masę. Wsypujemy szczyptę soli, cukier i dalej ucieramy. Wbijamy kolejno jajka, miksując po każdym dodaniu. Następnie dalej miksując, na zmiany dodajemy przesianą mąkę i mleko.
Blaszkę o wymiarach 27 x 24 cm wykładamy papierem do pieczenia. Ciasto wylewamy na spód (jest dość gęste), na wierzch wykładamy owoce. Można posypać płatkami migdałów.
Pieczemy w temperaturze 175ºC przez około 40 minut lub dłużej, do tzw. suchego patyczka. Po wystudzeniu - kroimy na kwadraty i posypujemy cukrem pudrem.
Wikipedia o plackach ziemniaczanych mówi, że jest to prosta potrawa z ziemniaków smażona na głębokim tłuszczu. Powstała w czasach biedy i nieurodzaju, kiedy to placki zastępowały chleb. Dodawano do nich plewy, a wykonywano je nawet z zepsutych ziemniaków.
A co o nich mówimy my?
Pewnie każdemu kojarzą się z rodzinnym domem i szybkim obiadem. Podawane ze śmietaną i cukrem. Albo domowym gulaszem...
Ciepło maminej kuchni i gorące placki, jedzone w pośpiechu, żeby pobiec na podwórko i móc dalej bawić się ze znajomymi, mimo chłodnej, jesiennej pogody...
Placki z tego przepisu są niesamowicie szybkie. Ziemniaki zamiast trzeć na miazgę - ściera się na tarce o grubych oczkach. Nie trzeba się bawić z odsączaniem masy z nadmiaru soku. Wystarczy za to dodać tylko jajka, mąkę, cebulę i przyprawy. Opcjonalnie możemy je wzbogacić w żółty ser i śmietanę - jednak nie są to niezbędne składniki.
Bardzo dobrze komponują się właśnie ze śmietaną i cukrem albo gulaszem. Bez dodatków też smakują wyśmienicie.
Z resztą czy cokolwiek, co kojarzy się z dzieciństwem nie smakowałoby dobrze?
Przepis:
4 ziemniaki
3-4 łyżki mąki
1 jajko
1 ząbek czosnku
1/2 cebuli drobno posiekanej
sól i pieprz
olej do smażenia
Opcjonalnie:
1 szklanka startego sera żółtego
3 łyżki śmietany lub jogurtu
Ziemniaki ścieramy na tarce o grubych oczkach, dodajemy roztrzepane jajko, drobno posiekaną cebulę i przeciśnięty przez praskę (lub roztarty) czosnek. Mieszamy aż do połączenia składników. Przyprawić solą i pieprzem. Teraz możemy dodać starty ser i tyle śmietany lub jogurtu, aby masa była odpowiednio gęsta. Ciasto wykładamy łyżką na patelnię formując placki. Smażymy na oleju.
Najprostsza pitna czekolada na świecie!
Idealna, kiedy masz ochotę na chwilę słodyczy, ale nie masz czasu na stanie nad garnkami i skomplikowane receptury. Doskonale rozgrzeje w zimny wieczór, będzie idealnym rozpoczęciem leniwego weekendu.
Słodka, bogata w smaku, gęsta... i niesamowicie czekoladowa! A gdy podamy ją z kleksem bitej śmietany - murowane, że znajdziemy się w kulinarnym niebie!
Przepis: 2 porcje
2 filiżanki mleka (polecam chude)
pół tabliczki gorzkiej czekolady
pół tabliczki czekolady mlecznej
opcjonalnie:
3 łyżki kremowego masła orzechowego
bita śmietana
W garnuszku podgrzej mleko. Doprowadź je niemalże do wrzenia.
Wrzuć połamane tabliczki czekolady i masło orzechowe. Mieszaj aż do rozpuszczenia. Przykryj garnuszek i delikatnie podgrzewaj na małym ogniu, aż do uzyskania pożądanej temperatury (a jak wiemy taka czekolada powinna być naprawdę gorąca!).
Aby uzyskać gęstszą konsystencję - gotuj czekoladę bez przykrycia.
Przelej napój do filiżanek. Ozdób kleksem bitej śmietany.