Właściwie wszystko zaczęło się od tych ciastek.
Całe moje zainteresowanie wypiekami.
Wzloty (jak na razie przeważające w mojej kuchennej karierze) i upadki (te kilka blach, które niestety trzeba było wyrzucić do kosza...).
Piekłem je wielokrotnie. I muszę powiedzieć, że ich niewątpliwy urok tkwi w tym, że za każdym razem wychodziły mi nieco inne...
Za pierwszym razem były to ogromne ciacha z rozpływającymi się kawałkami czekolady.
Potem - małe okrągłe kuleczki (bardzo starałem się uzyskać równe porcje), które swoją miękkością przypominały nadzienie czekoladowych trufli...
A gdy zamiast maślanki użyłem jogurtu - wyszły nieco suchsze, ale i tak wyjątkowo dobre...
Najbardziej pracochłonne przy ich przygotowaniu jest siekanie czekolady (bo właśnie nią zastąpiłem chipsy czekoladowe - 2 tabliczki w zupełności wystarczą) i nakładanie ciasta na blachę (jest wyjątkowo gęste i gdy używasz łyżek może to sprawiać nieco problemu) - ale wynik jest wart tych kilku utrudnień.
Świetnie smakują gdy lekko przestygną (po wyjęciu z pieca są zbyt miękkie, żeby można było je zdjąć z blachy). Wtedy zatopione w nich kawałki czekolady delikatnie rozpływają się w ustach.
Na drugi dzień są nawet jeszcze lepsze. Nabierają wilgoci i bardziej "truflowej" struktury.
Oryginalny przepis na czekoladowe ciastka na maślance znalazłem tutaj.
Bardzo fajny wpis. Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuń