Na świątecznym stole nie może zabraknąć piernika!
A ten jest wyjątkowy podwójnie!
Bo po pierwsze - ten piernik przypomniał mi natychmiast moje dzieciństwo i smak "piernika staropolskiego" przekładanego zbyt słodką marmoladą, który kiedyś moja mama kupiła na moje urodziny zamiast tortu (!). O zgrozo!
A po drugie - z tym "staropolskim" ma bardzo niewiele wspólnego, oprócz smaku. Jest gęsty, wilgotny, a nie jak tamten suchy i zapychający. Przełożony domową konfiturą z wiśni i powidłami śliwkowymi wilgotnieje z każdym dniem jeszcze bardziej!
Wszyscy poczęstowani znajomi byli zachwyceni! A ja chyba najbardziej!
Piekarnik nagrzewamy do 175 stopni. Formę keksową o wymiarach 12 x 25 cm smarujemy tłuszczem i wysypujemy mąką.
W szerokim garnku na małym ogniu roztapiamy masło. Odstawiamy z ognia. Wsypujemy cukier - mieszamy. Dodajemy miód, powidła śliwkowe, przyprawę korzenną lub piernikową i cynamon. Mieszamy aż do rozpuszczenia składników.
Następnie wsypujemy sodę, kawę zbożową, wlewamy mleko i roztrzepane jajka. Szybko mieszamy (masa się spieni). Mieszając cały czas wsypujemy mąkę, rozcieramy ewentualne grudki.
Masę przelewamy do formy (ciasto będzie dość rzadkie). Wstawiamy do piekarnika. Pieczemy 45-50 minut, do "suchego patyczka". Studzimy.
Po wystudzeniu przekrawamy na pół. U mnie na 3 części, bo wyszedł dość wysoki. Przekładamy powidłami.
Przełożony piernik polewamy polewą: w rondelku gotujemy śmietankę, odstawiamy z ognia, dodajemy kawę i mieszamy do rozpuszczenia, następnie dodajemy połamaną na kosteczki czekoladę i mieszamy aż całkowicie się rozpuści. Polewę studzimy. Rozprowadzamy na cieście.
Kuchnia fusion w pełnej krasie! Połączenie egzotycznych, aromatycznych przypraw, ryżu basmati, greckiej fety i żurawiny podane w delikatnej, soczystej piersi kurczaka.
Smak niesamowity!
Tym bardziej warto spróbować, bo danie jest bardzo proste do przygotowania. Mało pracochłonne, a podejrzewam, że każdy kto je spróbuje, będzie zachwycony.
Nie tylko na Święta!
Piekarnik nagrzewamy do 220 stopni. Piersi kurczaka w najgrubszym miejscu rozcinamy głęboko nożem tworząc kieszeń. Posypujemy solą i pieprzem.
W misce mieszamy ugotowany ryż z 2 łyżeczkami papryki w proszku, 1 łyżeczką kardamonu i 1 łyżeczką cynamonu. Wrzucamy orzeszki pinii, żurawinę oraz natkę pietruszki. Doprawiamy solą i pieprzem, mieszamy. Na koniec łączymy z serem feta oraz 2 łyżkami oliwy z oliwek.
W kieszenie z piersi kurczaka wkładamy nadzienie. Na talerzyku mieszamy 4 łyżki oliwy z oliwek z 1 łyżeczką papryki w proszku. Mieszanką smarujemy kurczaka i nadzienie. Kładziemy na piersi luźno folię aluminiową i wstawiamy do nagrzanego piekarnika.
Pieczemy przez 40 minut (mniejsze piersi z kurczaka nieco krócej, około 35 minut), na koniec ściągamy folię i pieczemy jeszcze przez dodatkowe 5 minut, aż kurczak będzie miękki i lekko zrumieniony. Piersi można podzielić na dwie części - wtedy 1 część przypada na osobę. Ja jednak postanowiłem podać piersi niedzielone.
Podobno torty makowe to jeden z tradycyjnych świątecznych wypieków w wielu polskich domach.
Ja robiłem go po raz pierwszy i stąd musicie mi wybaczyć jego lekką "nieforemność". Ale to przecież nie jest najważniejsze (mam nadzieję, że gdy będę go piekł następnym razem wyjdzie, taki jak z cukierni!).
W zeszłym roku też eksperymentowałem z makiem, chociażby robiąc Razowe muffiny z masą makową i czekoladą czy Makowiec last minute - zatem temat "ciasta makowego" nie jest mi zupełnie obcy.
Jednak połączenie maku, bakalii, słodkiego kawowego musu (jak zawsze niezawodny miks - mascarpone + bita śmietana) - przełamane kwaśnymi wiśniami z konfitury (bo tych z kompotu niestety zabrakło, z racji zbyt małej ilości warstw ciasta) - sprawdza się świetnie. Ciasto jest słodkie "w sam raz". Przy tym cudownie wilgotne i rozpływające się w ustach.
Zdecydowanie polecam wypróbowanie tego przepisu. Nie tylko od święta!
posiekane obrane orzechy laskowe - u mnie mielone migdały
kilka łyżek kakao
Blaty z masy makowej:
Przygotowujemy tortownicę o średnicy 21 - 23 cm, smarujemy dno i boki masłem, posypujemy mąką. Piekarnik nagrzewamy do 175 st. C.
Masę makową mieszamy z kaszą manną.
Żółtka ubijamy mikserem na gładki, jasny krem (ok. 7 minut). Wlewamy do maku. Mieszamy.
Następnie ubijamy białka na sztywną pianę. Delikatnie łączymy je z masą makową.
Przelewamy do formy. Pieczemy ok. 40 - 45 minut. Studzimy. Kroimy na 3 równe blaty (zimne ciasto łatwiej się kroi).
Mus kawowy:
Zimną kremówkę ubijamy na sztywną pianę.
W misce mieszamy serek mascarpone z cukrem pudrem, tak aby nie było grudek.
Delikatnie łączymy bitą śmietanę z serkiem. Wlewamy ostudzoną kawę. Przechowujemy w lodówce do czasu przekładania spodów.
Poncz:
Składniki mieszamy. W przypadku bardzo wilgotnych blatów (np. z gotowej masy makowej) nasączenie należy odpowiednio ograniczyć!
Przełożenie:
Na tortownicy kładziemy 1. blat. Skrapiamy go 1/3 ponczu. Rozsmarowujemy konfiturę z wiśni. Nakładamy 1/3 musu kawowego.
Przykrywamy 2. blatem. Ponownie skrapiamy go 1/3 ponczu. Wykładamy kolejną 1/3 musu. Wykładamy odsączone wiśnie.
Nakładamy ostatni blat. Nasączamy do ostatnią częścią ponczu. Smarujemy musem wierzch i boki. Posypujemy je następnie posiekanymi orzechami (użyłem mielonych migdałów). Wstawiamy do lodówki, najlepiej schładzać go całą noc. Tuż przed podaniem wierzch posypujemy obficie kakao.
...czyli pierwsza odsłona świątecznych potraw w mojej kuchni!
Spędzanie samemu Świąt Bożego Narodzenia niekoniecznie jest czymś paskudnym i smutnym.
Co prawda na Wigilię nie przygotowałem 12 potraw (no bo kto by je wszystkie zjadł!) - ale uraczyłem się rybą ze szpinakiem i ciecierzycą.
Zamiast karpia wybrałem jednak łososia (uroki robienia zakupów na ostatnią chwilę... nigdzie nie można dostać świeżej filetowanej ryby, a strach przez wypatroszeniem, a najpierw zabiciem karpia jest za duży!).
Powiem szczerze, że to ciekawe połączenie. Wszystko robi się bardzo szybko. Ryba dochodzi w piekarniku, szpinak na patelni.
No i to ciekawe kolorystyczne połączenie... Złocista ryba i zielony szpinak!
Ja użyłem ryby mrożonej. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, żeby użyć świeżej!
Dobrze obsypujemy solą, pieprzem, doprawiamy kminem rzymskim. Formę do pieczenia smarujemy łyżką oliwy, układamy rybę. Na nią kładziemy wiórki masła i gałązki rozmarynu.
Pieczemy 30 minut. Następnie zwiększamy temperaturę do 220 stopni lub ustawiamy maksymalną moc grilla, i pieczemy rybę jeszcze przez kolejne 10 - 15 minut, ma być lekko zrumieniona i upieczona w środku (sprawdzić widelcem, czy mięso ładnie odchodzi).
I tu trzeba uważać. W zależności od wielkości filetów / dzwonków odpowiednio modyfikujemy czas pieczenia, żeby ryba nie wyschła!
W międzyczasie przygotowujemy szpinak. Świeży szpinak płuczemy, suszymy, odrywamy twarde łodyżki. Wkładamy na patelnię z 2 łyżkami wody i podgrzewamy przez około 1 minutę mieszając, aż zwiędnie. Odciskamy i grubo siekamy. Mrożony szpinak wrzucamy na patelnię podlewając wodą. Podgrzewamy do rozmrożenia, uzupełniając w miarę potrzeby wodę, tak żeby się nie przypalił.
Na czystą patelnię wlewamy 1 łyżkę oliwy z oliwek, dodajemy czosnek i smażymy na małym ogniu przez 1 minutę, nie rumieniąc za bardzo. Dodajemy bułkę tartą i smażymy dalej przez 1 - 2 minuty, aż będzie zrumieniona. W międzyczasie przyprawiamy kminem rzymskim, cynamonem i słodką papryką w proszku.
Dodajemy odsączoną ciecierzycę i chwilę podgrzewamy. Wrzucamy szpinak i skrapiamy go kilkoma łyżkami zalewy z ciecierzycy. Delikatnie mieszamy i smażymy przez 1 minutę, na koniec lub przed samym podaniem doprawiamy solą i świeżo zmielonym pieprzem.
Rybę wykładamy na podgrzane talerze, w środek każdego dzwonka wkładamy szpinak z ciecierzycą, polewamy pozostałym sosem z pieczonej ryby.
W rondelku roztapiamy masło i czekoladę (na małym ogniu).
Nagrzewamy piekarnik do 190 st. C.
Do miski przesiewamy mąkę i sodę oczyszczoną. W drugiej misce łączymy jajko, maślankę, cukier i esencję waniliową. Do płynnych składników wlewamy powoli masło z czekoladą. Wrzucamy skórkę otartą z pomarańczy. Wsypujemy następnie suche składniki - mieszamy tylko do połączenia (pamiętając o zasadzie, że grudki mąki w muffinach to nic złego!). Pomarańczę obieramy, dzielimy na cząstki, które kroimy na kawałki - dodajemy je do ciasta, mieszamy.
Wykładamy porcje ciasta do gniazd foremki na muffiny (wyłożone obowiązkowo papilotkami). Pieczemy 25 minut na środkowym poziomie piekarnika.
3/4 filiżanki posiekanych orzechów (ja użyłem włoskich)
Piekarnik nagrzewamy do 200 st. C. Gniazda formy do muffinów wykładamy papilotkami.
Oba rodzaje mąki, sodę oczyszczoną, proszek do pieczenia, sól, cynamon i cukier mieszamy w misce.
W drugiej misce łączymy maślankę, olej, esencję waniliową, jajko, jogurt grecki i skórkę z cytryny.
Suche składniki mieszamy z mokrymi. Nie staramy się mieszać ciasta zbyt mocno. Jeśli będą grudki mąki - w niczym to nie przeszkadza! Wrzucamy orzechy i żurawinę, mieszamy kilkakrotnie.
Ciasto (będzie dość gęste) nakładamy do papilotek, wypełniając je niemalże po brzegi.
Pieczemy 15 - 20 minut. Po upieczeniu wyjmujemy z piekarnika i studzimy na kratce.
Skoro lubimy zamawiać pizzę to czemu by nie spróbować upiec jej samemu?
Z takiego założenia wyszedłem w jeden z tych dni, kiedy chodzi za wami ochota na coś, ale to "coś" jest zupełnie niesprecyzowane.
Bo chce się czegoś smacznego, sytego... czasem tłustego...
Po prostu chce się dobrze zjeść!
Ciasto na pizzę jest niesamowicie proste. Bo to tylko woda, drożdże, mąka, cukier, sól i oliwa. Dodatki dobieramy wg własnych upodobań. Parę minut i "coś" smacznego gotowe!
Połowę ilości wody podgrzewamy w garnuszku (ma być ciepła "na palec"). Do wody dodajemy pokruszone drożdże oraz cukier, mieszamy aż wszystko dobrze się rozpuści. Odstawiamy na 5 minut aby drożdże ruszyły. W tym czasie podgrzewamy resztę wody (ponownie ma być ciepła "na palec").
Na stolnicę lub do dużej miski przesiewamy mąkę, pośrodku robimy wgłębienie. Stopniowo wlewamy w nie zaczyn mieszając łyżką z częścią mąki. Dodajemy drugą połowę wody i oliwę, mieszamy wszystko łyżką, aby składniki połączyły się ze sobą z grubsza.
Następnie wyjmujemy ciasto na stolnicę i zaczynamy je energicznie zagniatać (można to uczynić również w dużej misce). Dodajemy sól i wyrabiać przez około 10 minut aż ciasto nie będzie się kleiło do rąk, będzie gładkie, miękkie i elastyczne. Gdy mamy mikser z hakiem do ciasta drożdżowego - można go wykorzystać i ułatwić sobie pracę.
Z ciasta formujemy kulę, smarujemy ją z wierzchu oliwą i wkładamy do dużej oraz szerokiej miski. Przykrywamy ściereczką i odstawiamy do wyrośnięcia w ciepłe miejsce. Ciasto ma podwoić objętość, wyraźnie urosnąć i napuszyć się (około 30 - 40 minut).
Wyrośnięte ciasto wykładamy na stolnicę i chwilkę wyrabiamy, dzielimy na 4 części. 4 blaszki posmarować oliwą, na środek kładziemy po jednym kawałku ciasta i za pomocą dłoni rozprowadzamy je po całej powierzchni na grubość około 6 - 7 mm. Formujemy boczy rant, przykrywamy ściereczką i odstawić do podrośnięcia. W międzyczasie nagrzewamy piekarnik do maksymalnej temperatury, np. 250 stopni C.
Gdy piekarnik będzie bardzo dobrze nagrzany na cieście rozkładamy dodatki. Wstawiamy do piekarnika na metalową kratkę ustawioną w środkowej części. Pieczemy przez około 12 - 15 minut aż brzegi ciasta i spód będą ładnie zrumienione (dla pizzy z większej ilości ciasta i w większej blaszce czas pieczenia można wydłużyć, np. do 20 minut). Gdy brzegi ciasta będą zrumienione można sprawdzić łopatką czy spód pizzy jest również zrumieniony i chrupiący. Wyciągamy z pieca. I gotowe!