Moja znajoma będąc jeszcze dzieckiem wyjechała z rodziną do Szwecji. Teraz studiuje w Polsce, ale chętnie opowiada nam o Skandynawii i panujących tam zwyczajach. Np. o Kanelbullens dag - czyli czymś na kształt polskiego "tłustego czwartku".
Obchodzony 4 października dzień - ma na celu popularyzację tradycyjnych szwedzkich wypieków, w szczególności jednak kanelbullar. Każdy zjada wtedy jak najwięcej cynamonowych bułeczek!
Razem ze znajomymi zrobiliśmy sobie taki "dzień". Co prawda nie w październiku, ale na spróbowanie takich wypieków zawsze jest pora!
Pierwsze wrażenia?
Te bułeczki są tak cudownie miękkie. I tak świetnie pachną! Aż chce się sięgnąć po kolejną!
(jeśli macie ochotę na więcej skandynawskich przepisów polecam Rabarberkaka czyli szwedzkie ciasto z rabarbarem)
Oryginalny!
25 g drożdży
75 g masła
250 ml mleka
50 g cukru
szczypta soli
1 łyżeczka kurkumy
ok. 420 g mąki (7 miarek po 100 ml)
Nadzienie:
50 g masła
50 g cukru
1 łyżeczka cynamonu
Do posmarowania bułek
1 rozmącone jajko
Do posypania wierzchu
pärlsocker - gruby perłowy cukier do wypieków
Do dużej miski rozkruszamy drożdże.
W małym rondelku roztapiamy masło. Dolewamy mleko tak, aby mieszanina miała ok. 37 st. C - czyli była "ciepła na palec". Wlewamy ją do drożdży, mieszamy aż do całkowitego rozpuszczenia. Ja w tym momencie zostawiłem zawartość miski na ok. 5 minut, aby drożdże ruszyły.
Wsypujemy sól, cukier i kurkumę. Dodajemy mąkę. Zagniatamy ciasto, aż będzie miękki i gładkie (ma odchodzić od miski i ręki). Odstawiamy w ciepłe miejsce na 30 minut.
Zabieramy się za nadzienie. Znalazłem dwie szkoły: w jednej ze składników robimy coś w rodzaju kruszonki, w drugiej w rondelku roztapiamy masło łącząc je z cukrem i cynamonem aż do uzyskania lepkiego syropu. Ja wykonałem nadzienie drugim sposobem i potem walczyłem z wypływającym wnętrzem. Może zatem warto spróbować zrobić "kruszonkę"?
Podrośnięte ciasto wykładamy na stolnicę. Rozwałkowujemy w prostokąt. Nakładamy nadzienie. Zwijamy w rulon. Kroimy go następnie na ok. 1,5 cm plastry. Układamy je na przygotowanej wcześniej blasze (z takiej ilości składników otrzymałem dużą blachę wypełnioną niemalże po brzegi). Smarujemy wierzch jajkiem, posypujemy cukrem.
Piekarnik nagrzewamy do 225st. C (200 st. C z termoobiegiem). Bułeczki wkładamy na środkowy poziom i pieczemy ok. 8-10 minut.
Ciasto bardzo podobne do lemon-syrup loaf cake. Również bardzo cytrynowe i nasączone słodkim syropem. Tu jednak tradycyjną mąkę zastępujemy mielonymi migdałami i mąką kukurydzianą - uzyskując ciasto nie tylko bezglutenowe, ale jednocześnie o cudownie złotej barwie!
200g miękkiego masła + niewielka ilość do natłuszczenia formy
200g drobnego cukru do wypieków
200g mielonych migdałów
100g mąki kukurydzianej
1 1⁄2 łyżeczki proszku do pieczenia
3 jajka
skórka starta z 2 cytryn (cytryny zachowujemy do syropu!)
Na syrop:
sok wyciśnięty z 2 cytryn
125g cukru pudru
Tortownicę o średnicy ok. 23 cm - natłuszczamy lub wykładamy papierem do pieczenia. Piekarnik nagrzewamy do 180°C.
Masło i cukier ubijamy na puszystą, jasną masę.
Mieszamy migdały, kukurydzianą mąkę i proszek do pieczenia. Niewielką część dodajemy do maślanej masy, następnie wbijamy 1 jajko i ponownie nieco sypkich składników naprzemiennie z jajkami. Na końcu wrzucamy skórkę z cytryn. Ciasto wylewamy do formy i wstawiamy do piekarnika na ok. 40 minut, do "suchego patyczka".
W niewielkim rondelku podgrzewamy składniki syropu. Po zagotowaniu zmniejszamy ogień i mieszamy aż cały cukier się rozpuści.
Ciasto nakłuwamy w wielu miejscach patyczkiem - wylewamy na nie powoli ciepły syrop. Będzie go dużo... ale o to chodzi! Ciasto musi być mocno nasączone. Pozostawiamy do zupełnego ostygnięcia.
Gdy zrobicie to ciasto będziecie niesamowicie zaskoczeni.
Czym?
Po pierwsze tym niezwykłym połączeniem delikatnego smaku migdałów i bogatej, pięknej barwy jesiennej marchewki (której praktycznie wcale nie wyczuwa się w cieście!).
Po drugie - zaraz po wystudzeniu smakuje świetnie... a na drugi dzień? To istne niebo w gębie! Wilgotnieje, staje się tak pyszne, że trudno odmówić sobie kolejnego kawałka.
Po trzecie - ta nazwa! Taka wykwintna!
Po czwarte - delikatny krem z mascarpone... Idealny dodatek, choć bez niego ciasto jest równie dobre.
A po piąte i pewnie najważniejsze...
Chyba każdy lubi coś słodkiego, więc czemu mielibyśmy sobie tego odmawiać?
3 łyżki orzechów pinii (ja zastąpiłem je migdałami)
2 średnie marchewki (ok. 200 - 250g)
75g rodzynek
60ml rumu
150g drobnego cukru do wypieków (wg mnie - nieco za dużo, można spróbować z mniejsza ilością)
125ml oleju
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
3duże jajka
250g mielonych migdałów
½ łyżeczki tartej gałki muszkatołowej
sok i skórka otarta z ½ cytryny
Krem z mascarpone
250g serka mascarpone
2 łyżeczki cukru pudru
2 łyżki rumu (ja dodałem Cointreau)
Piekarnik nagrzewamy do 180 st. C. Tortownicę o średnicy ok 23 cm wykładamy papierem do pieczenia lub natłuszczamy olejem.
Orzeszki piniowe prażymy na patelni, aż będą złociste. Gdy dodajemy migdały - ich prażyć nie musimy.
Marchewkę ścieramy na tarce o dużych oczkach, przekładamy na podwójną warstwę papierowego ręcznika, żeby nieco ociekła z soku.
Rodzynki wrzucamy do rondelka, zalewamy rumem, doprowadzamy do wrzenia i gotujemy na małym ogniu ok. 3 minut.
Cukier ubijamy z oliwą - mieszanina ma być lekko kremowa i dobrze napowietrzona. Wlewamy ekstrakt waniliowy i jajka - dalej ubijamy aż masa będzie jednolita. Dodajemy mielone migdały, gałkę muszkatołową, tartą marchewkę, sułtanki (z pozostałym w rondelku rumem), a na końcu sok i skórkę z cytryny.
Ciasto wykładamy do przygotowanej wcześniej formy. Wygładzamy wierzch łopatką. Posypujemy orzeszkami (lub migdałami). Pieczemy ok. 30 - 40 minut, do suchego patyczka. Ciasto nieco urośnie i będzie cudownie złote. Pozostawiamy do wystygnięcia.
Krem: mascarpone mieszamy z cukrem pudrem i rumem. Podajemy wraz z kawałkiem ciasta.
Szarlotka to zdecydowanie jedno z moich ulubionych ciast.
Aż się dziwię, że kiedyś nie lubiłem smaku pieczonych jabłek...
Jest to zmodyfikowana wersja przepisu dostępnego tutaj.
300 g mąki orkiszowej (białej) lub pszennej (zwykłej tortowej)
200 g mąki ziemniaczanej
1 łyżeczka cynamonu
150 g cukru (może być trzcinowy, lub biały)
300 g masła (schłodzonego)
1 małe jajko + 1 duże żółtko
Na stolnicę przesiewamy obydwie mąki, dodajemy cukier i pokrojone na kawałki zimne masło.
Siekamy nożem masło z resztą składników na malutkie kawałeczki, następnie rozcieramy je palcami. Dodajemy jajko i żółtko i zagniatamy szybko ciasto, do połączenia się składników. Formujemy z ciasta kulę, dzielimy ją na 2 części, zawijamy w woreczek i chłodzimy w lodówce 1 godzinę. (Oczywiście można sobie uprościć pracę korzystając z malaksera!)
Piekarnik nagrzewamy do 180 stopni C. Rozwałkowujemy połowę ciasta (najlepiej pomiędzy dwoma arkuszami papieru do pieczenia) na placek nieco większy niż forma. Formę wykładamy ciastem, spód dziurkujemy widelcem. Wstawiamy formę z ciastem do nagrzanego piekarnika i pieczemy przez 25 minut na złoty kolor. Formę wyjmujemy, ale nie wyłączamy piekarnika.
Na podpieczony spód wykładamy jabłka (ja użyłem słoik gotowego musu jabłkowego + kolejny słoik smażonych jabłek domowej roboty), na wierzch ścieramy (na tarce o grubych oczkach) resztę schłodzonego ciasta i wstawiamy do piekarnika. Pieczemy przez 60 minut na złoty kolor.